sobota, 11 maja 2013

Rozdział II

       


           ''Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne''




          Czuć nadchodzącą śmierć. Nie bała się. Nie bała się tego, czego powinna. Nie bała się tego co zaraz schwyta ją w swoje ramiona i nigdy nie wypuści. Nie bała się niczego, nawet smutku, który spowodował drżenie jej ciała. Nie bała się. Czy kochała życie? Nie wiedziała. Czy potrafiła je sobie odebrać? Próbowała. A czy tego chciała? Niczego bardziej nie pragnęła. Jej śmierć miała być widowiskowa. Chciała, by pisano o niej w gazetach. Oczami wodziła po przyszłym nagłówku gazety '' Uczennica renomowanego liceum zmarła śmiercią tragiczną'' lub '' Wyrzucona ze szkoły, Vanessa Anderson popełniła samobójstwo''. Usiadła w salonie,trzymając w dłoniach białą kopertę, którą położyła obok siebie. W myślach powracała do roześmianej Diany, która zawsze wspierała ją w trudnych momentach życia. Nie chciała wiedzieć, jak zachowa się przyjaciółka, kiedy dowie się o tragedii. Starała się jak mogła, by wyjaśnić wszystko w jednym liście do przyjaciółki. Vanessa przez chwilę się zawahała. Wyrzucenie ze szkoły to nie koniec Świata. Diana jej pomoże. Jest jeszcze Victor, który ją lubi. Z pewnością okaże zainteresowanie Vanessie. Nie- Usłyszała w swoich myślach- Jesteś już blisko końca. To nie boli- Chrypliwy głos cały czas powtarzał swą kwestię, a Vanessa, jakby w amoku wiedziała że jej przyszłość musi się dokonać.
          Zegar w salonie wybił północ. Dwanaście głośnych dźwięków, dwanaście delikatnych uderzeń. Nadszedł już czas, czas końca, czas jej śmierci. Powoli wstała. Ostatni raz spojrzała na przedmioty otaczające jej osobę, a następnie swe kroki skierowała ku pobliskiemu cmentarzowi. Od zawsze czuła dziwną i niespotykaną więź z tym upiornym miejscem. Po chwili znalazła się przed starą, zardzewiałą bramą, która prowadziła do starej części cmentarza, której już nikt nie odwiedzał. To było idealnie miejsce. Brama delikatne skrzypiąc pod wpływem starości, ukazała dziewczynie dróżkę, która prowadziła przez sam środek starych nagrobków, aż do okazałego mauzoleum. Nad sobą ujrzała wrony, które głośno skrzeczały. Vanessa poczuła gęsią skórkę na swoim ciele. Idąc powoli, rozglądała się niepewnie. Drzewa kołyszące się pod wpływem wiatru, oraz ciche pogwizdywania były przerażające. Przez to czuła się słaba. Za słaba na przybywanie nocą na upiornym cmentarzu, lecz silna na tyle by odebrać sobie życie.


* * *

          U podnóża okazałego tronu, na którym swe miejsce zajmował sam Pan i władca Piekła- Szatan,  obserwujący przez Wyrocznię losy Vanessy Anderson, swe miejsca zajmowali Upadli Aniołowie, którzy żywo o czymś rozmawiali. Tylko jeden z nich był nad wyraz znudzony całym zamieszaniem i towarzyszącą przy tym rozmową. Wszystkim przyglądał się zjadliwie. Te same pytanie zadawał sobie od wielu milionów lat- Dlaczego wszyscy tak bardzo interesują się zwykłą istota ludzką, która zaraz odbierze sobie życie?
Zapomniał o jednym. Zapomniał o tym, iż Upadli potrafili czytać w myślach, dlatego też wszyscy spojrzeli na niego, wraz z jego ojcem Szatanem. 
- Lucyferze! Usłyszał ponury głos swojego ojca- Ta dziewczyna nie jest zwykłym śmiertelnikiem, za jakiego ją uważasz!
- Wiem, kim jest i wiem jakie jest jej przeznaczenie! Ale moje pytanie brzmi dlaczego?! Dlaczego zmuszacie ją, by jej przeznaczenie dokonało się teraz?! Zapytał Lucyfer. Wciąż obserwowali go pozostali Upadli. 
- Panie- Odezwał się Szemhazaj, który powoli ukłonił się w kierunku tronu jak i złożył pokłon samemu Lucyferowi- Nie chciałbym przeszkadzać, ale myślę, że nadszedł czas wybrania opiekuna- Powiedział cicho, wciąż z pochyloną głową.
- Masz rację- Odpowiedział Szatan, który wciąż spoglądał złowrogo na swojego syna.- Czas dokonać wyboru. 
          Upadli Aniołowie podeszli do kryształowej kuli należącej do Ezekiela, która natychmiastowo wypełniła swój środek czerwonymi kartami. Każdy z Upadłych, łącznie z Szatanem, sięgnęli po karty, które sobie wybrali. Większość z nich była pusta. Jedynie karta Lucyfera, zmieniła swój kolor na dogłębną czerń. Lucyfer, długo obserwował kartę, którą obracał w palcach. 
- To niemożliwe- Wysyczał, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co go spotkało. 
- Zostaniesz opiekunem Vanessy- Odparł Szatan, obserwując syna, tym razem z radością w oczach. 
- Ezekiel! Krzyknął Lucyfer- Zróbmy losowanie jeszcze raz! 
- Przykro mi... Jako, iż jestem wróżbitą, ze śmiałością mogę powiedzieć, że zawsze padnie na Ciebie. To przeznaczenie musi się dokonać- Odpowiedział spokojnie. 
Lucyfer rozwinął potężne skrzydła, a następnie odrzucił kartę głęboko w salę. Przez swą nieostrożność, oraz zdenerwowanie, zdemolował salę tronową, a następnie odleciał. 
- Panie, dlaczego Lucyfer tak się zachowuje? Przecież to do niego niepodobne- Zapytał Kakabel, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co widział. 
- Cóż mogę powiedzieć Kakabelu... Lucyfer jako jedyny przez miliony lat nie został opiekunem. Chyba nie do końca wie co ma robić- Stwierdził Szatan. Pomimo zdemolowania sali przez jego syna, był z niego bardzo dumny. 
- Szkoda, że to nie byłem ja- Odpowiedział urażony Samsapiel. 
- O tak z pewnością! Krzyknął Szemhazaj- I co byś zrobił? Po raz setny spłodziłbyś potomka, a my jak zwykle musielibyśmy go zabić! Aż tak Ci się to podoba?! 
- Złego diabli nie biorą- Odpowiedział Samsapiel z cynicznym uśmiechem. 

* * *

          Trzydzieści sześć minut po północy. To wszystko za długo trwa- Myślała Vanessa, która wciąż siłowała się z masywnymi drzwiami od mauzoleum, których nie potrafiła otworzyć. Czuła się tak słaba i krucha. Resztkami sił próbowała pchnąć drzwi, które niestety nie drgnęły nawet o centymetr. Bezsilnie upadła na betonową posadzkę. Leżała na brzuchu, dotykając policzkiem zimnego fragmentu, a po chwili po jej twarzy popłynęły łzy. Łzy bezradności. Była tak bardzo silna, chcąc popełnić samobójstwo, a nawet nie potrafiła otworzyć zwykłych drzwi. Płakała dalej. 
          Głośny hałas dobiegający z cmentarza, natychmiast obudził Vanessę. Z wyczerpania musiała zasnąć. Jej zegarek na dłoni wskazywał piętnaście minut po pierwszej. Pospieszne wstała, rozglądając się dokoła. Chciała dowiedzieć się co też było przyczyną tak potężnego huku. Powoli szła z zaciśniętymi pięściami przez główną dróżkę. Dostrzegła cień, który dokładnie znajdował się na samym początku ścieżki. Ponieważ było mglisto, Vanessa uznała, że tak musi działać jej wyobraźnia. Przetarła oczy, ale nie mogła iść dalej. Poczuła nieodgadniony lęk. Jej ciało wyglądało jak sparaliżowanie. Cień zbliżał się do niej i był coraz bliżej. Chciała uciekać, krzyczeć, zrobić cokolwiek, ale nie mogła, jakby jakaś jej wewnętrzna część na to nie pozwalała. 
Cień, znajdujący się coraz bliżej dziewczyny upodabniał się do człowieka. W końcu przed nią stanął wysoki, przystojny mężczyzna, ubrany na czarno. Jego czarne oczy delikatnie połyskiwały, pomimo mroku jaki panował na cmentarzu. Vanessa zaniemówiła. W życiu nie widziała tak przystojnego mężczyzny. Miała również nieodparte wrażenie, że gdzieś już go widziała. Spoglądali na siebie. On-z pewnym, szarmanckim uśmiechem, ona- z lekkim przerażeniem, a jednocześnie zauroczeniem. 
- Kim jesteś? Zapytała Vanessa. 
- Twoim przeznaczeniem- Odpowiedział mężczyzna, wciąż wpatrując się z zaciekawieniem w dziewczynę. 
- To tylko sen, prawda? Stwierdziła Vanessa, która zaczęła szczypać się po dłoniach. 
- Nie Vanesso- Odpowiedział, łapiąc dziewczynę za dłonie. Poczuła zimno, na co natychmiastowo drygnęła.
- Skąd wiesz jak mam na imię? Pytała, z przerażeniem w oczach. 
- Wiem o tobie wszystko. A teraz chodź ze mną. Czas wracać do domu- Odparł spokojnie, łapiąc dziewczynę w talii. 
- Do domu? Nie chcę wracać do domu, nawet nie wiesz co chciałam tutaj zrobić! Odpowiedziała, a po chwili zaczęła płakać. 
- Do nowego domu- Szepnął jej do ucha- A teraz trzymaj się mocno.
Wtulając się w tors nieznajomego, za jego postacią zobaczyła rozłożyste, czarne potężne skrzydła. Idealnie ułożone pióra, które lekko połyskiwały. Zaniemówiła. Delikatne przejechała dłonią po wierzchu skrzydeł przez co spłonęła rumieńcem. Mężczyzna spojrzał na nią zaniepokojony. Dotyk skrzydeł przez człowieka to najpiękniejsza przyjemność jaka może spotkać Aniołów, nawet Upadłych. To uczucie było tak silne, oraz potrzebne, że zapragnął więcej, na co nie mógł sobie pozwolić. 
- Przepraszam- Powiedziała Vanessa- która wciąż unikała wzroku chłopaka- Po prostu ten sen jest taki realny, że musiałam to zrobić. 
Nie uzyskała odpowiedzi. Poczuła silny podmuch wiatru, a kiedy spojrzała w dół, znajdowali się już wysoko na Niebie. Wiatr rozwiewał jej długie, kasztanowe włosy. To była piękna chwila. Jednakże, zaczynało do niej docierać, że to nie jest sen. To rzeczywistość. Ponownie spojrzała na chłopaka, który skupiony był na locie. Ona leciała, z nieznajomym mężczyzną, gdzieś wysoko na Niebie. Powinna się bać, a jednak czuła nieskazitelne szczęście płynące z jej serca. 
          Wylądowali. Nie wiedziała dokładnie gdzie. Wiedziała tylko, iż to miejsce nie należy do najcieplejszych. Ich postacie otaczały warstwy lodu i śniegu. Śnieg padał nieprzerwanie. Vanessa niepewnie przytuliła się do chłopaka, który objął ją swoim czarnym, aksamitnym skrzydłem.
- Przepraszam, zapomniałem, że śmiertelnicy odczuwają zmiany pogodowe- Powiedział, jeszcze mocniej przyciskając do siebie dziewczynę. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić. 
- Jednak to nie jest sen- Odparła smutno- Jesteś aniołem? Zapytała spoglądając na mężczyznę. Otoczony jasnym światłem bijącym od śniegu był jeszcze bardziej przystojny. 
- Tak, można tak powiedzieć- Odparł widocznie rozbawiony- Vanesso, jestem Upadłym Aniołem. 
- Upadłym... Czyli że nie żyję, a ty właśnie prowadzisz mnie do piekła, by spotkała mnie kara? W takim razie jak udało mi zginąć? Zamarzłam? Czy może coś mnie zjadło? Dlaczego nic nie czułam? Cały czas zadawała pytania. 
- Stój Vanesso! Powiedział rozbawiony Upadły. Złapał dziewczynę za ramiona i lekko nią potrząsnął- Pytaj, ale po kolei, postaram się na wszystko odpowiedzieć- Powiedział, posyłając jej delikatny uśmiech. 
- Przepraszam... W takim razie, chcę wiedzieć jak zginęłam- Powiedziała cicho. 
- Nie zginęłaś. Lepiej się pospieszmy bo inaczej zamarzniesz- Odpowiedział, zmuszając dziewczynę do dalszej podróży.
- Skoro nie zginęłam, ani to nie jest sen, to co ja tutaj właściwie robię? Zapytała.
- Twoim przeznaczeniem jest pobyt w piekle, ale nie jako karę za swoje postępowania. To wszystko wiążę się z twoim pochodzeniem.
- Moim pochodzeniem? Co masz na myśli?
- Vanesso- Masz prawo o niczym nie wiedzieć, w końcu byłaś naprawdę mała kiedy twoi rodzicie zaginęli. Wszystko wyjaśni Ci mój Ojciec. 
- Rozumiem, chociaż nie! Nic z tego nie rozumiem! Powiedziała lekko podniesionym głosem- Kim jest twój ojciec? I czego ode mnie chcecie?
Upadły z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Chodzisz na lekcję religii? Zapytał. 
- Nie, jestem niewierząca. 
- Twój błąd. Myślę, że Bóg by się pogniewał, gdyby słyszał twe słowa- Odpowiedział Anioł, popadając w histeryczny śmiech- Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia! Krzyknął rozbawiony. 
Vanessa, szturchnęła delikatnie Upadłego w ramię, a następnie mocno się do niego przytuliła, kiedy poczuła mrożący chłód na swojej skórze, następnie sama parsknęła śmiechem. 
- Mogę znać twoje imię? Zapytała, kiedy już się uspokoiła. 
- Lucyfer, twój opiekun- Odpowiedział.
- W takim razie miło mi Ciebie poznać Lucyferze. 
          Po długiej wędrówce dotarli na miejsce. Poczuła trzęsienie Ziemi, by po chwili przed nimi pojawił się Anioł, formujący wejście najpewniej do piekła. Brama ta kształtem przypominała Anioła, ze złożonymi skrzydłami, który składał dłonie do modlitwy, trzymając między nimi wielki, ozdobny klucz. Jego długie, jasne włosy, układały się falami na ramionach, natomiast na twarz nałożoną miał biało-srebrną maskę. Resztę tułowiu posągu stanowiło niewielkie przejście, pomiędzy Ziemią, a Piekłem. Widok był zachwycający i przerażający jednocześnie. 
- Inaczej wyobrażałam sobie wejście do Piekła- Powiedziała Vanessa. 
- Gotowa? Zapytał wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. 
- Gotowa! Odpowiedziała, łapiąc Lucyfera za dłoń i zmierzając za nim do nowego domu. Do piekła. 









Po tak długiej przerwie w końcu mogę dodać kolejny rozdział. Mam tylko nadzieje, iż nie straciłam czytelników, oraz że rozdział się spodobał ;)
Dodałam nową zakładkę o nazwie ''Miejsca'' gdyż nie jestem dobra z opisów. Przynajmniej zdjęcia chociaż odrobinkę pobudzą waszą wyobraźnię. Kolejny rozdział dodaje dokładnie za tydzień, czyli w sobotę. Tak się cieszę, że w końcu mam Internet, to nawet sobie nie wyobrażacie, bo strasznie za wszystkimi 
tęskniłam ; D
Pozdrawiam ;**









2 komentarze:

  1. Slonce te opisy sa fantastyczne! Kurcze, potrafilam sobie wszystko dokladnie wyobrazic. Fantastyczna sprawa! Rozdzial swietny ;) Moge z reka na sercu Ci napisac, ze nie wyszlas z wprawy ;)
    Czekam na kolejna czesc
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite opowiadanie ! :D Czekam na dalsze rozdziały :) Polecam ^^

    OdpowiedzUsuń